Trudno pokonać kogoś, kto nigdy się nie poddaje / It is hard to beat someone who never gives up

ImageImageImageImage

Wraz ze spadkiem temperatury na zewnątrz, spada nieubłaganie moja poranna motywacja do biegania (och jak zimno jest przed szóstą!).

A że natura nie znosi próżni – tam gdzie coś spada, coś innego musi rosnąć.

Wzrasta więc zapotrzebowanie na poranną mantrę, która zwlecze mnie z łóżka i zagoni do treningów.

Motywację do przebiegnięcia maratonu mam ogromną i niekwestionowaną. Rozmyślanie o tym ładuje mnie pozytywną energią.

Powiedzmy sobie jednak szczerze, że samą siłą umysłu i pozytywną energią nie przebiegnę 42 kilometrów.

Motywacja z gracją postawi mnie na starcie, a potem będę musiała sobie radzić z tym, jak się do tego biegu przygotowałam przez ostatnie tygodnie. To dyscyplina doprowadzi mnie do mety.

“Nigdy się nie poddawaj” to prosta mantra, która w moim przypadku prawie zawsze się sprawdza. Pamiętaj, do czego dążysz i nie przestawaj napierać.

Mamroczę ją sobie pod nosem przed wstaniem z łóżka, gdy podczas biegu brakuje mi sił na ostatnie przyspieszenie albo gdy dzieją się rzeczy naprawdę usuwające grunt spod nóg.

Świetnie działa też na Jasia, który zaczął już rehabilitację i przeżywa w związku z nią wiele rozterek i kryzysów.

Gdy musisz się zmusić do wysiłku, który wydaje się być ponad siły, po prostu nie odpuszczaj. Nieważne, czy jest to zrobienie paru kroków po szpitalnym korytarzu, czy 42 km biegu, wewnętrzna niezgoda na poddanie się to najlepsze, co możesz sobie dać. A jeśli cały świat mówi ci, że to już koniec, że już nie dasz rady, pamiętaj, żeby dać sobie jeszcze jedną szansę, zrobić jeden mały krok, dobiec do następnego drzewa. I nagle okazuje się, że wbrew oczekiwaniom udaje ci się zrobić więcej niż parę kroków, a za kolejnym drzewem zmęczenie nagle puszcza i biegniesz kolejne kilometry.

Wczoraj rano było zimno i czekał mnie bieg interwałowy, najmniej ulubiony element planu treningowego. Wyciągnęłam się z łóżka za uszy. Gdybym nie wyszła, nie zobaczyłabym tej mgły, leżącej bujnie na polach, jakby skrywała nie wiem jak wstydliwe tajemnice. Widok był przytykający i dał mi kopa na cały dzień.

Czasami jednak jestem w takim stanie, że każda mantra, nawet najprostsza, brzmi absurdalnie.

Gdy nie mam sił na nic innego, po prostu staram się uśmiechnąć – cokolwiek się dzieje, jak źle by nie było – i patrzę, co się wydarzy.

Jaś przechodzi ostatnio okropne męki podczas rehabilitacji. Gdy zalewa się łzami i dusi od łkania, jakoś nie widzę siebie pokrzykującej optymistycznie “Jasiu, nie poddawaj się!”. Zrobiliśmy więc eksperyment – uśmiechnął się na widok pani rehabilitantki (po raz pierwszy w życiu) i przez pierwszych 5 minut wykonywał wszystkie jej polecenia z tymże uśmiechem.

Efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Poza tym, że rehabilitantka krzyczała ze szczęścia, a Jaś śmiał się wniebogłosy, zrobił więcej kroków, niż planowaliśmy i ani przez chwilę nie czuł bólu.

Nie dasz się pokonać, dopóki sam nie postanowisz się poddać.

***

As the outside temperature drops, as does my morning motivation for running (boy it is cold before six am!).

Nature abhors a vacuum – whenever something drops, something else needs to grow.

I feel a growing demand for the morning mantra which gets me out of bed and help fulfill a training plan.

My motivation for running a marathon is great and unquestionable. Thinking about it gives me a boost of positive energy.

But let’s be honest, the power of mind and positive energy will not get me through 42 km.

Motivation will gracefully put me at the start and after that I will have to deal with how well I got prepared during last weeks. Discipline will carry me through to the finish line.

“Never give up” is a simple mantra almost always working for me. Keep striving, keep pushing.

I mutter it under my nose before getting up, having no power for a faster run or in those moments, when really bad things happen to me.

It also works for Jaś who had already begun rehabilitation and experiences many pain and crises during the process.

When you need to push yourself through the limits, just don’t let go. Whether it means making a few steps on the hospital hallway or running 42 km training, inner disagreement to surrender is the best you can do. And if the whole world tells you this is the end, you won’t make it, remember to give yourself just one more chance, take one small step forward, run to reach the next tree. And it turns out that, regardless expectations, you manage to make not only one, but few steps, and behind that tree the fatigue is gone and you can run more kilometers.

Yesterday morning I didn’t feel like getting out of bed – it was cold and I had to do intervals – the least element in my training plan I fancy.

If I didn’t go, I wouldn’t see the mist lying on the fields like it was hiding shameful secrets. The view was astonishing and made my day.

However sometimes, as simple as it is, even this mantra is too much for me.

When I am on my last legs, I just try to smile – whatever happens, however bad it seems to be – and see what happens.

Jaś is having a really hard time with his physiotherapy recently. When he cries his eyes out and chokes with sobbing, I just don’t feel like optimistically shouting “don’t give up.”

So we made an experiment yesterday – Jaś was supposed to smile at his physiotherapist (for the first time in his life) for the first 5 minutes and do whatever her commands were with that smile on his face.

The result exceeded my expectations. Besides the fact that physiotherapist was screaming with joy and Jaś was laughing out loud, he walked much further than planned, and felt no pain at all.

You won’t be beaten until you decide to give up.

This entry was posted in Fighting Cancer, Inspirational, Life Couching, Marathon, Motivational, Positive Thinking, Self Development and tagged , , , . Bookmark the permalink.

4 Responses to Trudno pokonać kogoś, kto nigdy się nie poddaje / It is hard to beat someone who never gives up

  1. Marta Twoja sila i Jasia jest wielka,[podziwiam was wszystkich ) i twoje pisanie pomaga wielu i mi tez., isc do przodu i widziec pozytywnnie .Calujemy mocno i duzo sily,i usmiechu.

  2. Ola Piszczatowska's avatar Ola Piszczatowska says:

    Pani Marto. Nie miałam okazji poznać Pani bliżej, przy szybkich pożegnaniach w przedszkolnej szatni kilka lat temu. Szczerze podziwiam i ze wzruszeniem czytam to, co Pani pisze i… czerpię siłę na swoje, (obiektywnie znacznie lżejsze) wyzwania dnia codziennego. A cytaty umieszczam w gablotce przedszkolnej w kąciku “Zatrzymaj się” – być może będą inspiracją także na codzienność innych zabieganych i zestresowanych rodziców. Pozdrawiamy wszyscy Jasia i całym sercem wierzymy w to, że dobiegniecie do mety i poczujecie smak zwycięstwa.

    • Pani Olu, bardzo dziekuje za piekny wpis! Jestem szczerze zaszczycona tym, co Pani napisala! Dziekujemy mocno za Wasze wsparcie! Ucalowalam wlasnie Jasia, prosi o pozdrowienia dla Pani i calego przedszkola, o ktorym czesto rozmawiamy! Jas spedzil z Wami wiele pieknych chwil! Usciski dla wszystkich!

Leave a comment