Rozchmurz się, najgorsze wciąż przed tobą! / Cheer up, the worst is yet to come!

Image

W Wielki Czwartek wjechaliśmy na teren szpitala będącego w trakcie zaawansowanej budowy. Na rozoranym remontem placu stały wielkie budynki o niedostrzegalnej urodzie. Zorientowanie się, które wejście nas zobowiązuje, zajęło mi dłuższą chwilę. A potem, gdy już odstaliśmy swoje w rejestracji, udaliśmy się na pierwsze piętro, na oddział onkologii dziecięcej.

Intensywna żółć na ścianach korytarza. Papierowe motyle wycięte z kolorowego papieru gęsto zwisające z sufitu. Przy każdym podmuchu powietrza delikatnie falują, jakby miały się zaraz poderwać do lotu. Tępy zapach rozgotowanych warzyw bulwiastych. W salach ciasno ustawione łóżka, z bladej pościeli wystają łyse główki. Nieobecne spojrzenia pozbawione rzęs, rumieńców i uśmiechu. Dzieci bez loków i grzywek z trudną do odgadnięcia płcią. Gdzieś z głębi korytarza dobiega miarowy dziecięcy wrzask. Poza tym jednym dzieckiem reszta zdaje się żyć cicho, wręcz bezszelestnie.

Siedzieliśmy w poczekalni z naszymi bezczelnie gęstymi czuprynami i nerwowo rozglądaliśmy się dookoła. Nie chcieliśmy być częścią tego świata, choć nikt nas już nie pytał o to, czego chcemy. Uparcie wyłapywaliśmy różnice między Jasiem, a resztą dzieci. Przyjechaliśmy tu dziś tylko po to, by wykonać serię badań i przygotować się na jutrzejszą biopsję. Całe ciało pchało mi się do wyjścia. Jaś zagadywał niespokojnie znad swoich gier. Starał się zachować zimną krew, ale widoki i odgłosy, które nas otaczały, nie zostawiały zbyt wiele przestrzeni na beztroskę. Staraliśmy się śmiać, choć wargi wyginały nam się w drugą stronę. Szukaliśmy radości w odwiedzinach piłkarzy z Legii. Namówiłam Jasia na pamiątkowe zdjęcie z nimi. Ich obecność sprawiła, że się całkiem szeroko uśmiechnął. Zrobiłam zdjęcie. I zachowałam sobie na pamiątkę. Na tym zdjęciu Jaś przeczuwał już, że jego choroba krzyżuje nam plany, wkrada się w codzienność i ogranicza funkcjonowanie. Nie wiedział jeszcze, co go czeka. My też nie mieliśmy o tym pojęcia.

Otworzyły się drzwi, do korytarza weszła rodzina z chłopcem niewiele starszym od Jasia. Uderzyło mnie, że chłopiec ma taką samą jak Jaś, czarno zieloną kurtkę. Krótkie, trochę ciemniejsze włosy. I nie ma nogi.

–       Mamo, nie utną mi nogi, prawda?

Diagnoza Jasia wystawiła nas wszystkich na ogromny stres. Od początku było jasne, że napięcie szybko nie opadnie. Wiedzieliśmy, że przed nami długi marsz i jeśli chcemy przetrwać, musimy się do niego dobrze przygotować.

Całe życie byłam przekonana, że stres, zwłaszcza ten chroniczny, jest niedobry. I że w związku z tym trzeba go unikać za wszelką cenę. A jednak, ku własnemu zaskoczeniu, zaczęłam się z czasem orientować, że stres wcale nie jest moim wrogiem. Uleganie mu sprawiało paradoksalnie, że czułam się lepiej, a dookoła działo się coraz więcej dobrych rzeczy. Otworzenie się na to, co stres ze sobą niesie, nauczyło mnie szukać bliskości, lgnąć do ludzi, a przede wszystkim prosić o pomoc, czego wcześniej nie umiałam robić. Z bliskości z innymi oraz pomocy, jakiej doświadczaliśmy na każdym kroku, płynęło ukojenie. Z czasem sytuacja, która wydawała się przerażająca i nie do wytrzymania, okazała się być inspirującym doświadczeniem.

Natknęłam się niedawno na wystąpienie Kelly McGonigal*, które potwierdza wszystko to, czego doświadczyłam – że stres jest sprzymierzeńcem i można z niego czerpać siłę; że pod wpływem stresu zbliżamy się do innych, a doświadczanie bliskości obniża jego negatywne działanie.

Zdaniem McGonigal stres może być dla nas dobry. Wystarczy zmienić sposób myślenia o nim, by lepiej na niego reagować. Zmiana przekonań z nim związanych zmienia bowiem sposób, w jaki reaguje na niego nasz organizm. Pod wpływem sytuacji stresowych serce zaczyna nam walić, oddychamy szybciej, pocimy się i zazwyczaj interpretujemy te objawy jako lęk lub dowód na to, że nie radzimy sobie z napięciem. W efekcie stresujemy się jeszcze bardziej. Jeśli jednak nauczymy się myśleć o tych reakcjach jako pomocnych, organizm zaufa nam i zacznie reagować w zdrowszy sposób. Wystarczy pomyśleć „moje ciało pomaga mi sprostać wyzwaniu w ten sposób”, byśmy stali się mniej napięci i niespokojni, bardziej pewni siebie i zrelaksowani. Nasze ciało zacznie reagować tak, jak zachowuje się w chwilach radości i odwagi.

Co dla mnie najważniejsze, McGonigal potwierdza, że najlepszym mechanizmem radzenia sobie ze stresem jest szukanie wsparcia. Stres ​​czyni nas bardziej towarzyskimi, ratując nas tym samym przed jego zgubnymi skutkami. Popycha nas do robienia rzeczy, które umacniają bliskie relacje. Motywuje do poszukiwania wsparcia, dzielenia się z innymi tym, jak się czujemy. Sprawia, że ​​pragniemy kontaktu fizycznego, zwiększa empatię. Pod jego wpływem stajemy się też bardziej współczujący i troskliwi. Zauważamy, gdy ktoś z naszych bliskich potrzebuje wsparcia i chętniej mu pomagamy. Kiedy życie jest trudne, to właśnie stres sprawia, że chcemy być otoczeni przez ludzi, którzy o nas dbają.

Więc kiedy wyciągamy rękę do kogoś, kto szuka pomocy albo próbuje nam jej udzielić, nasza odpowiedź na stres staje się zdrowsza i szybciej staniemy na nogi. To jest niesamowite – nasza reakcja na stres ma wbudowany mechanizm odporności na niego, a tym mechanizmem jest połączenie z innymi ludźmi.

Szkodliwe skutki stresu nie są więc nieuniknione. Sposób, w jaki o nim myślimy i jak działamy pod jego wpływem, może przekształcić sposób, w jaki go doświadczamy. Jeśli swoją reakcję na stres oceniamy jako pomocną, wyzwalamy w sobie odwagę. A jeśli zdecydujmy się połączyć z innymi ludźmi pod jego wpływem, uodpornimy się na niego. Stres daje nam dostęp do naszych serc – tych, które czerpią radość połączenia się z innymi i tych, które bijąc, pracują ciężko, by dać nam siłę i energię. Kiedy patrzymy na niego w taki sposób, możemy stawić czoła wszelkim wyzwaniom pamiętając, że wcale nie musimy tego robić w pojedynkę.

McGonigal ma na poparcie tych słów lata praktyki jako psycholog i szereg badań naukowych. Ja – najtrudniejsze i najbardziej niezwykłe 173 dni mojego życia.

***

On the Maunday Thursday we drove at the hospital being under advanced construction.

Big buildings with imperceptible beauty on the renovation square. It took me a while to understand how to get inside. After some time spent at registration desk, we went to the first floor – the pediatric oncology department.

Intensive yellow paint on the walls. Paper butterflies cut out of colored paper hanging from the ceiling. Gently waving with each air movement as if they were to fly away any second. Dull smell of boiled vegetables. Beds tightly arranged in the rooms. Bald heads sticking out of pale sheets. Absent gazes drained of eyelashes, blush and smile. Children without curls and hair as they were of no gender. Somewhere down the hall there was this child screaming. The rest of them seemed to live quietly, almost noiselessly.

We sat in the waiting room shamelessly with our bushy hair and looked around nervously. We didn’t want to be a part of this world, but no one asked us about what we want anymore. We were stubbornly grasping differences between Jaś and the rest of children. We came here today just to take some tests and prepare for tomorrow’s biopsy. The whole body was pushing me to escape. Jaś chatted nervously over his games. He tried to stay calm, but the views and the sounds that surrounded us didn’t leave too much room for carelessness. We tried to laugh, but our lips curved to the other side.

We were seeking joy in Legia players visit. I persuaded Jaś to take a photo with them. Their presence made ​​him smile widely. I took a picture. I have kept it. In this photo Jaś already sensed that his illness crosses our plans, creeping into everyday life. He didn’t know what to expect. We didn’t have a clue as well.

The door opened, we saw a family with a little boy a bit older than Jaś. It struck me that the boy had the same as Jaś, black and green jacket. Short, slightly darker hair. And no leg.

– Mom, they won’t cut my leg, right?

Jaś’s diagnosis brought a huge amount of stress. It was obvious the pressure won’t drop quickly. We knew there is a long march ahead of us, and if we are to survive, we need to prepare well for it. All my life I was convinced that stress, especially chronic, is bad. And therefore it must be avoided at all costs.

But, to my own surprise, I began to orient in time that stress doesn’t have to be my enemy. Giving in to it paradoxically caused me feel better and experience variety of good things that happened to us. Opening myself to everything that comes along with stress has taught me to seek close relations, clinging to people and – above all – ask for help, which I could never do before. In closeness to others and help they offered we found a great relief. A situation that seemed frightening and unbearable, proved to be an inspiring experience.

Recently I came across Kelly McGonigal* speech in which she confirms everything I experienced – that stress can become our ally and a source of a great strength; it makes us seek human connection, and connecting with others lowers its harmful effects.

McGonigal says that changing how we think about stress makes us healthier. When we change our mind about it we change our body’s response. When we face stressful situations, our heart pounds, breathing quickens and forehead sweats. Normally we interpret these physical changes as anxiety or signs we aren’t coping well with the pressure. As an effect, we get stressed out even more. But if we rethink our stress response as helpful, our body believes us and our response becomes healthier. All we have to do is think to ourselves „this is my body helping me rise to this challenge” to become less stressed out and anxious, more confident and relaxed. The body will respond to stress as in moments of joy and courage.

What’s most important, she confirms that the best mechanism for stress reduction is reaching out to others. Thanks to stress we become social, which gives us power to cope with its harmful effects. It primes us to do things that strengthen close relationships. Motivates to seek support, nudging to tell someone how we feel. It makes us crave physical contact and enhances empathy. Thanks to stress we become more compassionate and caring. It makes us notice when someone else in our life is struggling so that we can support each other. When life is difficult, our stress response wants us to be surrounded by people who care about us.

So when we reach out to others under stress, either to seek suport or to help someone else, our response becomes healthier and we actually recover faster. This is amazing – our stress response has a built-in mechanism for stress resilience, and that mechanism is human connection.

The harmful effects of stress aren’t inevitable. How we think of it and how we act can transform our experience. When we choose to view our stress response as helpful, we become courageous. When we choose to connect with others under stress, we can create resilience. Stress gives us access to our hearts. The compassionate heart that finds joy and meaning in connecting with others and the pounding physical heart, working so hard to give us strength and energy. When we view stress in such way, we can handle life’s challenges and remember that we don’t have to face them alone.

McGonigal has long experience as a psychologist and a number of studies to prove it. I’ve learned it through the most difficult and unusual 173 days of my life.

* Kelly McGonigal, TED global 2013

This entry was posted in Fighting Cancer, Inspirational, Life Couching, Marathon, Motivational, Positive Thinking, Self Development and tagged , , , , , . Bookmark the permalink.

5 Responses to Rozchmurz się, najgorsze wciąż przed tobą! / Cheer up, the worst is yet to come!

  1. Dziekuje Martuniu za to pisanie..jest bardzo wzruszajace i pouczajace.Zyczym duzo zdrowia.

  2. Thanks in support of sharing such a nice thought, piece of writing is nice,
    thats why i have read it entirely

  3. Hello colleagues, pleasant piece of writing and nice arguments commented
    at this place, I am actually enjoying by these.

  4. Your style is unique compared to other folks I’ve read stuff
    from. Many thanks for posting when you have the opportunity, Guess
    I’ll just book mark this site.

Leave a comment