“Nie wygląda to dobrze” – powiedział mi w marcu 2013 roku lekarz, nie patrząc w oczy. Wskazał na ekran komputera, gdzie biało czarne plamy rentgena układały się w obraz nóżki mojego Synka. Pomyślałam, że być może znalazł tam jakiś rodzaj kontuzji, którą będzie trzeba zawinąć na parę dni w bandaż elastyczny. Nie jest dobrze, bo ta kontuzja, trochę jak zwichnięcie kostki, może potem wracać w postaci drobnych dolegliwości. Najwyżej tyle. To było moje rozumienie jego słów, dopóki nie uzupełnił swojej wypowiedzi: “Nie jestem co prawda onkologiem, dlatego zlecam wam pilne badania, ale to mi wygląda na nowotwór złośliwy kości”.
Kiedyś myślałam, że życie jest chaotyczne. A jednak to, co wydawało mi się przypadkowe, po chwili refleksji okazuje się nieuchronne. Wszystko, co nam się przydarza, można potraktować jak wyzwanie. Zawsze mamy wybór – stać się ofiarą, czy wzrastać? Zaprzeczać rzeczywistości, czy poszerzać świadomość? Buntować się, czy współdziałać? Poddać się, czy walczyć?
Każdy z nas staje przed przeszkodami, które wyglądają przerażająco. Sposób, w jaki sobie z nimi radzimy, kształtuje nas i pokazuje, kim naprawdę jesteśmy.
Cokolwiek się dzieje, życie jest niezmierzoną, niesamowitą przygodą. A ja bardzo lubię przygody!
Aby podziękować wszystkim, którzy pomogli mi zawalczyć o zdrowie Synka, postanowiłam przebiec maraton, mając na przygotowania zaledwie 6 tygodni. Chciałam się w ten sposób podzielić tym, czego się wtedy nauczyłam – wsparcie innych pomaga nam sięgać do niezbadanych, najgłębszych rezerw naszych możliwości i przesuwa granice tego, co wydaje się niemożliwe. Moje dotarcie do mety jest dowodem na to, że nasze ciało, jeśli tylko w nie uwierzyć, jest zdolne do większych wyczynów, niż nam się wydaje.
Ten bieg to mój sposób opowiedzenia o tym, jak wiele mogą znaczyć wszystkie – czasem z pozoru niewiele znaczące – gesty. Jak niezłomną wolę walki potrafią obudzić w tych, którzy tej woli potrzebują. A przecież tam, gdzie jest walka, jest siła.
Tymczasem życie toczy się dalej i przynosi kolejne historie…
***
“It doesn’t look good” – the doctor told me in March 2013, avoiding eye contact. He pointed to the computer screen, where black and white spots of an X-ray image drew the image of my Son’s feet. I thought that maybe there was some kind of injury, you need to wrap up for a few days in elastic bandage. It’s not good because this injury, a bit like an ankle sprain, could return in the form of minor ailments.. That was my understanding of his words, until he completed his speech: “I am not an oncologist, so I have to prescribe you some urgent tests, but it looks like a malignant bone tumor.”
I used to think that life is chaotic. But what seemed to be random, after a moment of reflection proved to be inevitable. Everything that happens to us, can be treated as a challenge. We always have a choice – to become a victim or to grow? To deny reality or expand consciousness? Rebel or interact? Give up or fight?
Each one of us faces obstacles that look scary. The way to deal with them shapes us and shows who we really are.
Whatever happens, life is an immeasurable, amazing adventure. And I really like the adventures!
To thank everyone who helped me fight for the health of my Son, I’ve decided to run a marathon, having just six weeks for training left. This is my way of sharing what I have recently learned – the support of others helps us to reach out for the deepest and uncharted reserves of our capabilities and pushes the boundaries of what once seemed impossible. By reaching the finishing line I’ve proved that our body, if only we believe in it, is capable of greater accomplishments than we think.
This run was my way of telling you how meaningful are all gestures – even those that might seem insignificant. How much power they can awake in those who need it. And where there is a fight, there is strength.
Meanwhile life goes on and brings new stories…