/ Photo credits go to Words Over Pixels /
“Niemożliwe to tylko wielkie słowo rzucone na wiatr przez maluczkich, którzy godzą się z zastaną rzeczywistością, zamiast wykrzesać siłę, by ją zmienić. Niemożliwe to nie fakt. To jedynie opinia. Niemożliwe to nie deklaracja. To wyzwanie. Niemożliwe to potencjał Niemożliwe jest tylko chwilowe. NIEMOŻLIWE NIE ISTNIEJE.” Muhammad Ali
Parę godzin po tym, gdy po raz pierwszy usłyszałam od lekarza „nie wygląda to dobrze”, usiadłam w kuchni i zaczęłam płakać. Czułam beznadziejną bezsilność. Michał patrzył na mnie bez słów, raz go widziałam, a raz znikał za moimi włosami i rozlewającym się po wszystkim tuszem do rzęs. Poszłam do łazienki, zmyłam makijaż i wróciłam płakać dalej. Czystymi łzami, bez groteskowych smug tuszu na policzkach. Przed oczami przesuwały mi się różne obrazy. Dobijała się do mnie brutalna różnica powagi, z jaką traktowaliśmy czas przed dzisiejszą diagnozą i tuż po niej. Bolało mnie na myśl o każdym tygodniu, który minął, odkąd Jaś po raz pierwszy poskarżył się na ból w nodze. Zaczęło mi to zalewać sumienie. Pozwoliliśmy upłynąć tygodniom, a teraz walczymy o każdy dzień, każdą godzinę.
Tej pierwszej nocy przytuliłam się mocno do Michała i szukałam słów na to, jak przeraźliwie się bałam. To, co przed nami, przerażało mnie równie mocno jak zalewające emocje. „Bardzo się boję”. Tylko tyle umiałam powiedzieć.
Trzęsłam się ze strachu. Chciałam, żeby ktoś zabrał mnie z tego złego, niejasnego świata. Mój głos niósł zakamuflowaną wiadomość. „Ratuj mnie, bo nie chcę i nie umiem aż tak strasznie się bać”. Chciałam się schować i odczarować rzeczywistość. Stchórzyć i uciec. A przynajmniej przestać czuć.
Nie mogłam jednak ani zniknąć, ani się rozsypać. Jaś potrzebował silnej i spokojnej Mamy. Mamy, która niczego się nie boi. Przy której o nic nie trzeba się martwić. Mamy, która go obroni przed wszelkim złem. Mamy, która się pogodnie uśmiecha. Pogra z nim w gry, gdy siedzenie w szpitalnej poczekalni stanie się nudne. Powie, że nie ma powodu do niepokoju, gdy lekarze oglądający jego nogę będą mówić różne nieprzyjemne rzeczy. Mamy, która szepnie „patrz mi w oczy i nie bój się niczego”, gdy podejdzie pielęgniarka z wielką igłą. A potem zrobi głupią minę i będzie można zacząć się śmiać. I ukłucie nie zaboli, tak jak obiecała. Mamy, która wytłumaczy, że świetnie sobie ze wszystkim poradzimy, bo jesteśmy bohaterami. I że włosy szybko odrosną.
Sytuacja wymagała dynamicznego i dobrze zorganizowanego działania. Trzeźwego myślenia, kreatywnego podejścia do rozwiązywania problemów, zarządzania kontaktami, pogody ducha, odporności, uporu, cierpliwości, wytrwałości i odwagi. Całych kilogramów odwagi.
Wiedziałam, że muszę sobie trochę pomóc, żeby utrzymać się na powierzchni. Przede wszystkim potrzebowałam odzyskać kontrolę nad negatywnymi myślami i uczuciami. Nie dać się wciągnąć na emocjonalną huśtawkę. Pokonać paraliżujący lęk.
Zaczęłam powoli, od katalogowania myśli. Uczyłam się odróżniać to, co dobre od tego, co mnie niszczy. Myśli, które uznałam za szkodliwe, pakowałam do najgłębiej schowanej szuflady i mocno sznurowałam zamki. Za nic w świecie nie mogłam im ulegać. Szukałam sposobu na polubienie tych, które były nieuniknione. A te, które budowały moją siłę, powtarzałam sobie głośno tak długo, aż w nie uwierzyłam.
Z dnia na dzień stałam się więc bohaterką. Nieugiętą i nieustraszoną. Po prostu to sobie wmówiłam. Patrzyłam rano w lustro i czułam się gotowa na wszystko. „Nie oddam ci go. Ani jego, ani jego nogi. Nie dostaniesz niczego!”
Minęło pół roku. Z niedowierzaniem patrzę wstecz. Udawanie, że niczego się nie boję, zadziałało. Naprawdę przestałam się bać. Nie muszę już udawać, że jestem silna. Jestem. Dziś wiem, do czego jestem zdolna. Potrafię być bardzo niebezpieczna, gdy staję w obronie tego, co kocham. I nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych – jakkolwiek banalnie to nie brzmi, tak właśnie jest. Wydrapię oczy, zmiażdżę, zniszczę – jeśli będzie trzeba. Stanę do każdej walki. I każdą wygram.
I wiecie co? Wszyscy jesteśmy tacy sami. Mamy w sobie dostęp do tej samej mocy. Niektórzy z nas po prostu nie musieli po nią sięgać.
Strach, choćby nie wiem jak paraliżujący, wcale nie oznacza braku odwagi. Rzecz nie w tym, żeby nie odczuwać lęku. Chodzi o to, żeby działać niezależnie od niego. Właściwie im bardziej się boimy, tym bardziej odważni jesteśmy, jeśli mimo wszystko stajemy do walki. A że po drodze odniesiemy parę obrażeń? Co z tego? Jak mówi Dan Millman – kiedy staniesz przed Stwórcą, usłyszysz pytanie „Gdzie są twoje rany?”. I jeśli odpowiesz „Nigdy nie byłem ranny”, Bóg zapyta „Nie było tam niczego, o co warto było walczyć?”
Jaś powiedział ostatnio dziewczynce, która płakała ze strachu przed pobraniem krwi„Nie bój się, nie ma czego. To właśnie strach jest najgorszy, ukłucie wcale nie jest takie straszne”. Byłam z niego bardzo dumna. On już wie, że boimy się różnych rzeczy zupełnie niepotrzebnie.
***
“Impossible is just a big word thrown around by small men who find it easier to live in the world they’ve been given than to explore the power they have to change it. Impossible is not a fact. It’s an opinion. Impossible is not a declaration. It’s a dare. Impossible is potential. Impossible is temporary. IMPOSSIBLE IS NOTHING.” Muhammad Ali
A few hours after I first heard from the doctor “it doesn’t look good” I was sitting in the kitchen and crying. I felt hopeless helplessness. Michał looked at me in silence, once I saw him, once he was disappearing behind my hair and mascara spilled all over. I went to the bathroom, washed the makeup off and I got back to crying. With pure tears and no grotesque ink smudges on my cheeks. The brutal difference between the way we treated time before and after the diagnosis was killing me. It hurt me to think about every week that has passed since Jaś first complained about pain in his leg. I felt guilty. We let weeks to pass and now we fight for every day, every hour.
That first night I cuddled up with Michał looking for words describing how terribly scared I was. What was before us scared me as much as the overwhelming emotions. “I am really scared.” That’s all I could say.
I was shaking with fear. I wanted someone to take me out of this evil, obscure world. My voice carried a camouflaged message. “Save me, because I don’t want to and I can’t be so terribly afraid.” I wanted to hide and disenchant reality. Chicken out and run away. Or at least stop feeling.
I could neither disappear nor fall apart. Jaś needed strong and peaceful Mom. Mom with no fear. With whom there is no need to worry. Mom that will defend him from all evil. Mom with a cheerful smile. Who will play a game when sitting in a hospital waiting room will become boring. Mom that will tell him there is no reason to worry when the doctors watching his leg will say various unpleasant things. Mom who will whisper “look me in the eye and don’t be afraid” when the nurse will approach him with a big needle. And then she will do a silly face and make him laugh. And it won’t hurt, just as she promised. Mom who will explain him everything will be fine because we’re heroes. And that hair will grow back quickly.
The situation required dynamic and well organized action. Clear mind, creative approach to problem solving, relationship management, serenity, resilience, persistence patience, perseverance and courage. Whole bunch of courage.
I knew I had to help myself to survive. First of all I needed to regain control of negative thoughts and feelings. Don’t get caught in an emotional roller coaster. Beat the paralyzing fear.
I started slowly with cataloging thoughts. I learned to distinguish what is good from what is destroying me. Thoughts I considered harmful were packed into my deepest drawers and the locks got tightly laced. I just had to get rid of them. I was looking for a way to like the ones that were inevitable. Those thoughts that build my strength I repeated out loud as long as I believed in them completely.
From day to day I became a heroine. Resolute and fearless. I’ve just persuaded myself about it. I looked in the mirror in the mornings feeling ready for anything. “You won’t get him. Neither him nor his leg. You won’t get anything!”
It’s been half a year. I look back and can’t believe it. Pretending that I’m not afraid of anything has worked. I really stopped being afraid. I don’t have to pretend that I’m strong. I am strong. Now I know what I’m capable of. I can be very dangerous when I defend what I love. And there is nothing impossible for me – however trivial it sounds. I will bite, crush and destroy – whatever it takes. I’ll stand up to any fight. And I will succed.
And you know what? We’re all the same. We have the access to the same power. Some of us just didn’t have to reach for it yet.
Fear, no matter how overwhelming, doesn’t mean lack of courage. The point is not to avoid fear. The idea is to act despite fear. In fact, the more we fear, the more courageous we are, after all, if we fight in spite of all. And the wound we collect along the way? So what? Dan Millman says – when you stand before the Creator, you will hear the question “Where are your wounds? “. And if you reply ” I have no wounds” God will ask you “Was there nothing worth fighting for?”
Jaś said recently to a little girl crying out of fear before a blood sampling “Don’t worry, there is no need. The fear is the worst thing, it’s really not that terrible.” I was so proud of him. He already knows we are afraid of various things so unnecessarily.

Marta,
BARDZO Dzikuj.
Cauj Was. Jestecie WIELCY.
Maria
_____
Dzieki Mario, my tez calujemy!
No to dała mi Pani do myślenia…
Pani Ewo, bardzo mnie to cieszy 😉
Marto, to co napisalas jest piekne i silne. Dziękuje Ci za te słowa, przypomnialy i odkurzyły moje własne mysli. Odsylam je z powrotem do Ciebie aby i Tobie i Michalowi i Jasiowi dały jeszcze wiecej sily. Wiesz, co jeszcze bardziej czyni Was oboje, Jasia i nas wszystkich silnymi? Umiejętność proszenia o pomoc. Nigdy się nie wahajcie i nie przestawajcie. W ludziach jest więcej dobra niż nam wszystkim może się wydawać. Choc czasem trzeba stłuc narośl niewrażliwości i dobić się do serca.
Najcieplej Was pozdrawiam i caluje Waszego synka. Jaga Ford.
Dziekuje bardzo! To prawda – proszenie o pomoc, przyjmowanie jej, a potem dziekowanie za nia – to niesamowite doswiadczenie. Budzi wielka potrzebe pomagania innym, ale to juz zupelnie inna historia 😉
Tak jak piszesz – ludzie sa wspaniali. Absolutnie, bezbrzeznie wspaniali.
Sciskamy Cie mocno!
m