Trust the still, small voice that says “this might work and I’ll try it” Diane Mariechild

Image

Środa, 27. marca. Pierwszy poranek po diagnozie. Z pobudki pamiętam bolesną różnicę między miękkim światem snu i brutalnym, odpychającym światem rzeczywistości. Z każdym ułamkiem przebudzonej świadomości docierało do mnie, że wczorajszy koszmar nie był snem. Że będę musiała stawić czoła temu, co przyszło. I że kompletnie nie wiem, jak sobie z tym poradzę. A przede wszystkim, że tego nie chcę. Nie chcę! Nie chcę! Nie chcę! Nie mam siły. Nie potrafię. To będzie straszne. Zbyt straszne, żeby to przetrwać. Im bardziej się przebudzałam, tym bardziej się bałam. Z łóżka wyszłam roztrzęsiona.

–  Muszę ściągnąć mamę na święta – oznajmiłam Michałowi przy śniadaniu. Bałam się, że jeśli mama szybko nie przyjedzie, być może już nigdy… Jaś zaraz zacznie leczenie. A potem… kto wie, co będzie potem. Michał spojrzał na mnie spokojnie, twardo stojąc na straży optymistycznego scenariusza. Doskonale wiedział, o czym myślę.

– To, co naprawdę musisz, to nauczyć się myśleć pozytywnie. To będzie wielkie zadanie dla ciebie na najbliższe tygodnie.

Te słowa podziałały jak zaklęcie. Otworzyły mi małe drzwiczki w głowie. Zrozumiałam, że pora nauczyć się decydować, o czym pomyślę i co poczuję, zamiast się temu biernie poddawać.

Rzeczywistość jest taka, jaką chcemy ją widzieć. We wszystkim możemy zobaczyć zarówno szansę, jak i zagrożenie. Ze wszystkiego możemy skorzystać, na wszystkim możemy stracić. To jest wyłącznie nasz wybór.

Po pierwszym szoku i dziecinnych marzeniach, że wreszcie obudzę się ze złego snu, wzięłam się wreszcie w garść. Nikt nie przyjdzie mnie ratować, muszę się tym zająć sama. Ta myśl pomogła mi podjąć kluczową decyzję – nie mogę dać się zdołować.

Uparłam się widzieć we wszystkim pozytywną stronę, choćby nie wiem co. I na niej się skupić. Gdy wszyscy dookoła udzielali mi negatywnych informacji, prosiłam o choćby jedną pozytywną. Jeśli nie potrafili jej znaleźć, zamiast martwić się, że jej nie ma – szukałam sama. Po prostu oni jej nie widzieli. Zamiast wierzyć w „jest bardzo źle” powtarzane mi jak mantrę kilka razy dziennie, zaczęłam sobie dostarczać argumentów na to, że „jest całkiem nieźle, mogło być gorzej”. I zawsze je znajdowałam. Z czasem dotarło do mnie, że jest to wbrew pozorom bardzo proste.

To nastawienie okazało się źródłem niezwykłej siły. Nawet nie wiem kiedy przestałam bać się tego, co nadchodzi i zrozumiałam, że nie dzieje się nic aż tak strasznego, żebyśmy nie dali sobie z tym rady. I choć początkowo musiałam sobie trochę pomagać, z czasem zamieniło się to w nieposkromiony pociąg do pozytywnego nastawienia.

Każde zdarzenie można zobaczyć na co najmniej dwa sposoby – wszystko może być zarówno powodem do radości, jak i do smutku. Wszystko – bez wyjątku. I choć nie mamy wpływu na to, co się nam przydarza, możemy kształtować rzeczywistość poprzez sposób, w jaki na nią reagujemy. Zamiast dołować się negatywnymi doświadczeniami, czemu nie wyciągać z nich tego, co dla nas najlepsze?

W końcu to one czynią nas bohaterami, prawda?

Kim byłby Herkules, gdyby Hera nie podrzuciła mu węży? Czy odkryłby swoją boską moc, gdyby nie ona? I czy udusiłby je, gdyby zamiast reagować, zaczął zadręczać się tym, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł? Strach nas paraliżuje i sprawia, że się poddajemy. Tymczasem gdybyśmy tylko posłuchali tego subtelnego głosu “to może się udać, spróbuję”, okazałoby się, że nie ma potrzeby aż tak się bać.

***

Wednesday, March 27. The first morning after diagnosis. What I remember the most is a painful difference between soft dream world and brutal, repulsive world of reality. With each fraction of conscious awareness it hit me that yesterday wasn’t just a nightmare. I’ll have to deal with it. And I have no idea how to handle it. And, above all, I don’t want this. I don’t want this! I don’t want this! I don’t want this! I have no strength for it. I won’t make it. It will be terrible. Too horrible to hold on. The more awake I was, the more scared I felt. I got up from the bed shaking.

– I have to invite my mom for Christmas – I told Michał over breakfast. I was afraid if she didn’t come soon, she would never again… Jaś was going to start the treatment immediately. And then… who knows what will happen next.

Michał looked at me calmly, firmly standing on guard of the optimistic scenario. He knew exactly what I was thinking.

– What you really need is to learn to think positively. It will be a great job for you in the coming weeks.

These words changed me like a charm. They opened a small door inside my head. I realised it was time to learn how to decide what I think and what I feel instead of passively submit to it.

The reality is what we want it to be. Everything brings us both – opportunities and risks. We can win and lose at the same time. This is our choice.

After the initial shock and childish dreams to finally wake up from a bad dream, I finally got myself together. No one is coming to save me. I have to do it myself. It helped me make a crucial decision – I cannot let anything and anyone pull me down.

I insisted on seeing the positive side of everything, no matter what. And to focus on it. When everyone around gave me bad news, I asked for at least one positive. If they weren’t able to find it, instead of worrying it’s not there – I was seeking it myself. They just didn’t see it. Instead of believing in “it’s very bad,” I heard like a mantra several times a day, I began to find arguments that “it’s pretty good, it could be worse.” I always would find them. It occurred to me in time that despite it may not seem easy, it’s really simple.

This approach proved to be a source of enormous strength. I don’t even know when I stopped to fear what was to come. I realised quickly there was nothing so terrible that we couldn’t overcome. And though at first I needed to help myself a little, in time I just couldn’t resist this positive attitude.

Each event can be seen in at least two ways – everything can be both a cause for joy and for sorrow. Everything – with no exceptions.

And while we cannot control what happens to us, we can shape reality by the way we react to it. Instead of lamenting about negative experiences, why not turn tchem around to create the life we seek?

In the end they make us heroes, right? Would Hercules become himself if Hera hadn’t tossed him the snakes? Would he discover his divine strenght without her? And would he defeat them if instead of reacting he would began lamenting about hopeless situation he found himself in? Fear paralyzes us and forces us to quit. Meanwhile if we just listened to this subtle voice “this might work, I’ll try”, we would understand there is no need to be afraid.

This entry was posted in Fighting Cancer, Inspirational, Life Couching, Motivational, Positive Thinking and tagged , , , . Bookmark the permalink.

2 Responses to Trust the still, small voice that says “this might work and I’ll try it” Diane Mariechild

  1. Roger's avatar Roger says:

    Pięknie napisane. Tak pięknie, jak piękny jest nasz mózg. Często nie zdajemy sobie sprawy, że nasz mózg został zaprojektowany we wspaniały sposób. W danym momencie, w konkretnej chwili możemy myśleć tylko o jednej rzeczy. Nasz mózg nie jest w stanie myśleć o dwóch rzeczach naraz. Potrafi tylko o jednej. I to tylko od nas zależy, czym będzie ta myśl. Marto, gratuluję, że Ty coraz częściej potrafisz wybrać tylko tę dobrą, pozytywną. To sztuka. Ale sztuka, która warto posiąść…

  2. Pięknie napisane, Roger! Dziękuje bardzo za ten inspirujący komentarz! I za wszystkie miłe słowa, które mi tu wysłałeś 😉 Ściski i ja też gratuluję – wiesz czego 😉

Leave a reply to Roger Cancel reply